Rita

Na imię miała Rita, “nie jak święta Rita, tylko jak Rita Hayworth”, podkreśliła od razu. Miała pomarszczoną, mocno umalowaną twarz i piękne szare oczy. Siedziała przy ażurowym stoliku na tarasie Vittoriano, rzymskiego Ołtarza Ojczyzny; spod rozpiętego płaszcza wychylały się fałdy jedwabnej bluzki i długie ciężkie perły. Przed nią filiżanka kawy, plan miasta i lekko podniszczony aparat, a dalej kopuły, dachy i kolumny. Stałam oparta o balustradę i próbowałam dostrzec w przemglonej panoramie miejsce, na które patrzył w tamtej chwili cały świat. Koło południa z komina nad Kaplicą Sykstyńską miał unieść się dym, czarny albo biały, i nikt tego dnia nie mówił o czym innym.

Nikt poza Ritą, która zastanawiała się na głos nad sensem wpuszczania samochodów do centrum Rzymu. “Nic nie widać przez ten smog. Kocie łby niedługo będą zupełnie płaskie. Mury pękają. Nie można nigdzie rozstawić sztalug”. Zaskoczył mnie jej silny rzymski akcent. “W Vittoriano jest teraz Munch, wybierze się pani?”, zaproponowała. Za kilka dni miałam urodzić pierwsze dziecko, lekarz i Cyganka mówili, że to będzie syn. Trudno mi było się ruszać, wolałam zostać na tarasie i popatrzeć jeszcze na oczekujące miasto. Bardzo żałuję, że nie poszłam; nie przegapiłabym wielkiej chwili, bo biały dym wydobył się z komina dopiero wieczorem, po drugim głosowaniu. Rita dokończyła kawę.

“Długo będzie pani w Rzymie?”, zapytałam. “Mieszkam w Rzymie od urodzenia”, odpowiedziała z uśmiechem. “Słyszę, że jest pani rzymianką, ale zmylił mnie aparat i mapa”, powiedziałam. “To tylko przygotowania do wakacji”: Rita opowiedziała mi o swoim rytuale. Za każdym razem, kiedy wybiera się w podróż, cały dzień poprzedzający wyjazd poświęca na ciąg przyjemności. Zakłada odświętne ubrania i biżuterię, chodzi po mieście zaglądając do wykwintnych kawiarenek, kupuje sobie jakiś zupełnie zbędny drobiazg, robi zdjęcia budynkom, których na co dzień nawet nie zauważa. Moja twarz najwyraźniej pytała: dlaczego? “Mam bardzo męczące i monotonne życie”, wyjaśniła Rita. “Rzadko kiedy mogę sobie pozwolić na podróż. A kiedy już dokądś jadę, nie zawsze jestem zadowolona. Nie zawsze trafia się na uczciwych ludzi i dobrą pogodę. Dlatego wolę czekać na wyjazd świętując, żeby wyjechać w radosnym nastroju, a w razie czego i tak mieć piękne wspomnienia. Gdybym siedziała na walizkach i odliczała godziny, umęczyłabym się podwójnie”.

Rito, Rito. Rano znalazłam w pudełku to zdjęcie, które zrobiłam z tarasu Vittoriano kilka lat przed naszym spotkaniem. A pięć lat temu w Rzymie rozpoczęło się kolejne konklawe, przedziwne konklawe, którego nie poprzedził żaden papieski pogrzeb. Nie wiem dokąd wtedy wyjechałaś, ale mam nadzieję, że trafiłaś na uczciwych ludzi i dobrą pogodę. Wiem, że to, co powiedziałaś mi na tarasie – kiedy Ty czekałaś na wyjazd, ja na syna, a miasto na papieża – to słowa na każdy Wielki Post. Przecież nigdy nie zdarza się to, na co naprawdę czekamy: wszystko jest zniekształcone przez nasze wyobrażenia, pretensje, niecierpliwość. Wciąż pojawiają się nowe słupy milowe: wyjazd, przeprowadzka, poród, ucieczka, egzamin, badania, Wielkanoc. A w pustej przestrzeni między nimi zawieszamy wszelkie działania, odkładamy myśli i plany, i bezczynnie wyczekujemy. Tak bardzo chciałabym teraz usiąść na tarasie, ławce, kanapie i mieć Twoje oczy, zabrzęczeć naszyjnikiem, coś dojrzeć, w czymś się rozsmakować, rozkochać się w oczekiwaniu na to, co i tak przyjdzie. Gdziekolwiek jesteś, myślę dziś o Tobie, Rito Hayworth od spraw niemożliwych.

2 myśli na temat “Rita

  1. To moje miasto, które czasami mnie obejmuje i wylewnie wita swoją gościnnością. A czasami dąsam się na nie jak na los, który zmusza do convivenza forzata. Lubię mu się przyglądać oczami turystów. Nie jestem w nim tubylcem, nie jestem już turystyką. Tkwię w stanie pomiędzy.. I zawsze będzie mnie inspirowalo cudze spojrzenie na to co mnie tu otacza, kogo mijam na ulicach i kim są osoby próbujące na chwilę wciągnąć mnie do ich codzienności opowieściami nad pijanym w pośpiechu espresso..

    Polubienie

Dodaj komentarz