Kawiarnie

 

„Obejmij dłońmi filiżankę i wyobraź sobie, że to księżyc”, powiedział, a było to tak dawno temu, że nie pamiętam już czy ściany dworca były marmurowe czy drewniane, czy walizka stała przy mnie na posadzce, czy została samotnie w przedziale. „Jeśli Twoja prawa dłoń dotyka krawędzi, to znaczy, że księżyc rośnie. Jeśli lewa, maleje. A jeśli nie przylgnie do żadnej z dłoni, to znaczy, że czas na mocniejszą kawę”. Pociąg zatrzymał się na kilka godzin w samym środku nocy. Ci, którzy spali, mogli tego nawet nie zauważyć, w ich snach za oknami przesuwały się błękitne światła stacyjek. Inni usiedli przy okrągłych stolikach, dzwonili łyżeczkami w dworcową porcelanę, połykali krem z cukinii i marcepanowe babeczki. Kawa miała gorzki smak dalekich krain. „A jeśli cały przylgnie do Ciebie”, pochylił się nad filiżanką, „wtedy módl się o sen”. Nad ranem pociąg pojechał dalej, poniósł nas przez zaspane miasteczka w rejony mórz i wulkanów. Nie rozpoznałabym już rysów jego twarzy, ani bladych wzorów na chusteczce, którą nosił w kieszeni marynarki, chociaż pamiętałam je bardzo długo, szukałam ich w starych kawiarniach, wypatrywałam w nocnych pociągach. Ale do dziś chwytam księżyc jak filiżankę, obejmuję go dłońmi: jeśli przylega do lewej, moja miłość słabnie, jeśli do prawej, obrasta w stare złoto.

Dodaj komentarz