Jechałyśmy kiedyś pociągiem, który zatrzymał się nagle w pół drogi. Był wieczór, oczy kleiły nam się do snu. Ktoś uchylił okno i do przedziału wpłynęła leśna cisza. Babcia opowiedziała nam wtedy tę bajkę.
W dalekiej wiosce mieszkała młoda dziewczyna. Jej dni mijały jednakowo: przynosiła dzbany wody ze studni, zbierała kosze owoców, mieszała gęstą zupę drewnianą łyżką. Aż któregoś popołudnia, szukając ziół, trafiła na maleńkie jezioro pośród lasu. Woda w jeziorze była tak gładka, że nie było jej widać, i kiedy dziewczyna stanęła na brzegu, pomyślała, że przed nią otwiera się drugie niebo. Pochyliła się nad nim i ujrzała piękną twarz: młode oczy, wiśniowe usta, długie czarne warkocze. Dziewczyna ze wzruszeniem rozpoznała w niej rysy swojej matki, i zaczęła do niej wołać swoje smutki. Widziała, że matka porusza ustami, ale za nic nie mogła dosłyszeć jej szeptu. Rozpłakała się z wielkiej wdzięczności. Zrozumiała, że matka wróciła na ziemię, żeby ją pocieszyć. Wystarczyło spojrzenie pełne miłości, żeby przywrócić jej sercu spokój. Dziewczyna wróciła do wioski, i odtąd kiedy tylko czuła się samotna, biegła do lasu, nad maleńkie jezioro, i patrzyła w ciemne oczy matki.
Pokochała później dobrego mężczyznę, zamieszkała z nim, i urodziła córkę, która rosła pod ich czułą opieką. Czas płynął przez wioskę zimowym wiatrem i letnim skwarem. Którejś jesieni dziewczyna poczuła się zmęczona. W chłodne popołudnie owinęła się chustą i poszła znów nad wodę. Spod brzegu wysunęła się równie zmęczona twarz: na czole i wokół ust rysowały się podłużne zmarszczki. Serce jej się ścisnęło na widok starej mateńki. Pochyliła się niżej, żeby dotknąć jej policzka, i w tej samej chwili chusta zsunęła jej się z ramienia, i odbiła w tafli jeziora. „To już nie matka, to ja sama”, wyszeptała, i zrozumiała, że jej ziemski czas mija.
Wróciła do wioski, ugotowała zupę i położyła się spać, a następnego dnia rano obudziła wcześnie córkę i nauczyła ją swojej leśnej ścieżki. Kiedy stanęły nad wodą, powiedziała: „Będę tu do Ciebie przychodzić dokąd tylko będę Ci potrzebna. Moja miłość zostanie z Tobą na zawsze”. Córka objęła ją mocno z szyję i zapłakała, i ta chwila śniła jej się często w ciemne noce, w zimne noce, w noce okrutnej samotności. Nad ranem biegła nad jezioro i odnajdywała spokój w mądrych oczach swojej matki, która czuwała nad nią aż do dnia, w którym nadeszło zmęczenie, i zmarszczki, i chłód. Przyprowadziła wtedy do lasu swoją młodziutką córkę i złożyła jej tę samą obietnicę, którą przed laty otrzymała od matki. I tak mijały lata, i pokolenia, a leśna woda trwała gładka i krucha jak lustro.
Spisuję tę opowieść właśnie dzisiaj, kiedy możemy sypnąć w świat garsteczki dobra: zróbmy to, żeby ci, co przyjdą po nas, mogli się w nim kiedyś przejrzeć, rozpoznać w nim nas, a później siebie samych, i ponieść je dalej.
[Z 12 stycznia 2020 r., dla WOŚP]